wtorek, 18 marca 2014

Rozdział 1 - The beginning of everything.


   Nigdy nie lubiłam niedzieli. Taki dziwny dzień bo niby jest jeszcze weekend ale ma się to poczucie, że jutro do szkoły. Bez uprzedzeń- lubię szkołę, uczę się dobrze i nie olewam jej. Tak ! Jestem blondynką, mam na imię Lily i w cale nie jestem głupia. Chyba każdy uczeń ma tak zwany lęk przed poniedziałkiem.
Wstałam jak na mnie wcześnie bo już o 10.00 ścieliłam łóżko i otworzyłam okno żeby wywietrzyć pokój. Na dziś miałam zaplanowane dużo rzeczy więc raz dwa ogarnęłam bałagan po wczorajszym dniu,a potem zeszłam na śniadanie. Tata akurat na cały weekend wyjechał do Chicago, do klientów więc mama jeszcze spała. Spoglądając na podwórko nie dało się nie dostrzec pracy jaką cały czas wykonują nad naszym podwórkiem ogrodnicy. No, w końcu jest wiosna, jest ciepło i jest milusio.  Postanowiłam, że śniadanie zjem przed telewizorem więc usiadłam na kanapie z kawą oraz tostami. 
  Szybko po sobie posprzątałam i poleciałam na górę, do swojego pokoju. Zawsze w niedziele około 12.00 odwiedzam rodzinę Jones, ponieważ Luke pomaga mi w chemii. Nie chcąc przestraszyć na śmierć swoim wyglądem sąsiadów, ze swojego pokoju skierowałam się pod prysznic. W łazience umalowałam się i rozczesałam włosy. Później ubrałam się miarę wygodnie. Do torby wsadziłam  zeszyt, książkę oraz rzeczy potrzebne dziewczynie na co dzień. Nie miałam zamiaru budzić mamy więc tylko wysłałam jej sms " Idę do Vicky ".
Do mojego drugiego domu daleko nie miałam. Zawsze marzyłyśmy aby kiedyś zamieszkać razem albo chociaż koło siebie no ale na razie musi mi wystarczyć to, że mam niecałe pięć minut drogi do Jones'onów. Drogę standardowo umila mi słuchanie muzyki i sms'owanie z dziewczyną.

  Drzwi otwiera mi mama rodzeństwa - pani Katherine. Przemiła kobieta, zawsze wita mnie ciepłym uśmiechem i proponuje coś do jedzenia. Zdejmuję buty, witam gosposię i wbiegam do góry. Vicky leży jeszcze w łóżku, a w pokoju ma tak zwaną noc. Bez zastanowienia gwałtownie odsłaniam rolety, a dziewczyna piszczy.
- Jak mogłaś! Ja tu jeszcze śpię.- warczy do poduszki i po chwili wstaje roześmiana. Typowe.
Uśmiecham się i przytulam przyjaciółkę. Ma godzinę na uszykowanie się, a potem wychodzimy. Ja kieruję się do pokoju Luka. Jak zwykle ład i porządek,a on siedzi jeszcze w łazience - elegancik. Kładę się na bardzo wygodnym  łóżku i nie mam ochoty się ruszać. Zaraz po tym na moich nogach kładzie się Kris - biały, puszysty kocur. Chwilę się pobawiliśmy, poszarpaliśmy no i blondyn wyszedł z pod prysznica.
- Siema Smith ! - przytula mnie i uśmiecha się. Ja powtarzam po nim.
- Nie wiem czy pamiętasz Jones ale przyszłam się czegoś nauczyć.- zaśmiałam się wstając z łóżka. Usiadłam na fotelu przy biurku i uszykowałam wszystkie potrzebne materiały. Lukas jest jedyną osobą na świecie która potrafi mi cokolwiek wbić do głowy. Wiadomo, że jakieś łatwe rzeczy to nie problem ale no bez przesady z tym wszystkim. Po długotrwałym marudzeniu z mojej strony i narzekaniu chłopaka, że nic się nie uczę przechodzimy do pracy. Nie w każdym momencie uważam, moje myśli czasem skupiają się na zeszycie, czasem na przyjacielu, a czasem to już Bóg wie gdzie wędrują. Nie lubię się uczyć, nigdy nie lubiłam. Mam dobre oceny i uważam w szkole ale to wynika tylko i wyłącznie z tego,że chce mieć pewniejszą przyszłość. No ale z tym wszystkim nic nie wiadomo. No ale koniec... nie skupiajmy się na takich nudach.

   - Dooobra. W miarę umiem, nie chce mi się już nad tym siedzieć- zaalarmowałam chłopakowi, że to koniec na dziś.
- Nie umiesz nic ! A mogłabyś być tak mądra jak ja - żartowniś się kurde znalazł.
- Tak Luke. Na pewno- uśmiechnęłam się od ucha do ucha i po podziękowaniu oraz przytuleniu powróciłam do pokoju Vicky. Dziewczyna ubrana w czarną bluzkę na długi rękaw i jeansowe spodenki właśnie jadła śniadanie przed laptopem.
- Jesteś już w ogóle spakowana? - spytałam wchodząc do jej garderoby. - Na cholerę o co ja się w ogóle pytam?- wybuchnęłam śmiechem. No pewnie, że nie była. Dziś wieczorem razem z mamą lecą do Mediolanu na pokaz mody i wrócą w Środę. Niestety tym razem nie mogłam lecieć z nimi, moja mama stwierdziła, że posiedzenie trochę w domu mi nie zaszkodzi. Kłótnia trwała cały tydzień... to przecież Mediolan! Ale już niech jej będzie.
Około 15.00 poprosiłyśmy blondasa żeby nas odwiózł pod galerię. Po drodze oczywiście musieliśmy odwiedzić jeszcze jego paru kumpli - nie przeżyłby.
Po wszystkim poszliśmy we 4 na obiad, dołączył do nas jeszcze Zack.
- Poproszę cztery razy hamburgera, frytki i colę. - Standardowo, niezdrowe jedzenie w weekendy,a potem narzekanie na figurę. Powygłupialiśmy się, pozaczepialiśmy ludzi, niektóry z nas się wymacali i wycałowali... no i to by było na tyle. Często wychodzimy taką grupką- gdziekolwiek. Taka moja paczka znajomych, trzymamy się razem, razem imprezujemy i tak dalej. Możecie stwierdzić, że mam dość nudne życie. Bo tak w sumie jest.  Nie robię nic innego jak spotykanie się ze znajomymi, nauka no i może trochę balanguję - jak każdy nastolatek.
W końcu musieliśmy się z Zackiem wziąć do roboty. Chłopak jest przewodniczącym szkoły i ma dużo rzeczy na głowie. Bardzo często ja i Vicky mu pomagamy. Niestety tylko ja będę obecna w tym tygodniu.. No, początku tygodnia. Niedługo nasza szkoła obchodzi swoją 50- ileś tam  rocznicę. Nie będzie to typowe, coroczne zebranie i podziękowanie za pracę. W tym roku ma się to odbyć zupełnie inaczej. Jakiś czas temu do naszej szkoły zostały dostarczone nowe ławki, sprzęty, ufundowane zostały nowe badania na lekcjach biologi i wiele, wiele innych. Pan Ryan Carter - mówi wam to coś? Spokojnie, mi przez ostatni czas też nie. Nie wiem jak wygląda, jakoś nigdy się tym nie interesowałam. Ostatnio pani dyrektor kazała nam zapoznać się z tym nazwiskiem żeby nie przynieść wstydu. Otóż już wam mówię. Ten człowiek ma 25 lat, wielką firmę i miliony na swoim koncie. Nie wiem czy ktoś w naszym kraju wie jak on tego dokonał. Ten mężczyzna kupił to wszystko naszej szkole bezinteresownie no i my mu podziękujemy. Szczerze to nawet mnie to zainteresowało i cieszę się, że mogę uczestniczyć w tym wszystkim. Rozumiecie? Mieć 25 lat i taki sukces. Ja nie mogę w to uwierzyć do dziś.
Wszystko było już zaplanowane. Cała uroczystość odbędzie się w piątek, co będzie też połączone trochę z balem ostatniej klasy który odbędzie się w sobotę, a przez cały ten tydzień klasy będą wymyślać różne rzeczy żeby zostały zapamiętane w tej szkole. Tak jest co roku. Na przykład ostatnio konkurs wygrała klasa sportowa, która urządziła dzień sportów w naszej szkole, pozapraszali inne szkoły, były róże rozgrywki i wszystkim się podobało. Ale nie zawsze tak jest. Kilka lat temu wygrała klasa która podmieniła picie w stołówce na alkohol i cała szkoła była pod wpływem- roześmiałam się nad wspomnieniem tego.  I co z tego, że reszta ekipy spojrzała na mnie jak na głupią, rozmawiali wtedy akurat o dekoracjach więc to raczej średnio śmieszne i niezbyt ciekawe.
 W końcu Zack zaczął na mnie marudzić, że w ogóle się na tym nie skupiam.
Spojrzałam na zegarek.
- O kurde! - wstałam gwałtownie - Trzeba przetransportować Victorie do domu, za trzy godziny ma samolot. Zack najwyżej u mnie to dokończymy- spojrzałam na wszystkich po kolei aż w końcu przyznali mi rację. Pozabieraliśmy ze stolika nasze rzeczy i ruszyliśmy do podziemnego parkingu.
 Właśnie dostałam wiadomość od Davida, że jutro to on zawiezie mnie do szkoły więc zwolniłam trochę żeby mu odpisać. Przyjaciele tego nie zauważyli więc zostawili mnie z tyłu. Niczego się nie spodziewając wystukiwałam kolejne literki na klawiaturze telefonu z zapytaniem o której mam być gotowa. Wtedy to poczułam. Silny ból w prawej ręce. Mój telefon wylądował na podłodze kilka metrów przede mną. Dostałam potrącona z bara. Ale od kogo? Szybko się obróciłam i natrafiłam na wysokiego, umięśnionego chłopaka. W pierwszym momencie sięgnęłam po telefon i nie robiąc nic więcej stanęłam przed chłopakiem.
- Ał? - powiedziałam w końcu kiwając głową w jakby bezradności oczekując przeprosin.
 - Ta. Sorry - odpowiedział, odwrócił się i sobie poszedł. Jak gdyby nigdy nic. 
Stałam jak wryta jeszcze przez chwilę zastanawiając się co to w ogóle było. No nic- tacy ludzie też się zdarzają. No racja... przeprosił mnie ale kurde ! Czy on wie jaki jest silny? Moja ręka bolała jeszcze bardzo długi czas, a telefon zyskał nowe pęknięcie. No ja nie mogę!- jakie szczęście.

  Dotarłam do przyjaciół. Przebrnęłam przez pytania "co cie zatrzymało?" i zajęłam miejsce koło Luka. Po paru minutach wysiedliśmy pod domem rodzeństwa. Pani Katherine wyleciała przed dom.
- Dziecko. Ty jesteś jeszcze nie spakowana! - spojrzała na córkę. - O. Witaj Zack- widząc chłopaka od razu się uśmiechnęła i lekko zarumieniła.
- Dzień dobry pani Jones - ucałował ją w rękę.
Taa... Nie dajcie się mu zwieść. Umie to zrobić każdej dziewczynie. Na razie tego nie robi, jest zajęty - i tylko by spróbował! ale z teściową to co innego. Razem z blondynem przewróciliśmy oczami. Szybko się pożegnaliśmy - dziewczyna wraca za trzy dni więc damy radę. Ja i Zack opuściliśmy posiadłość przyjaciół po chwili ruszając w drogę do mojego domu.
- No to słuchaj. Jak się z tym wszystkim wyrobimy w tym tygodniu to już w czwartek przyjedzie do nas Carter. Wtedy my go we dwoje powitamy i oprowadzimy po szkole. Pamiętasz jak ci mówiłem, że w naszej szkole będzie nowy uczeń ?- tu spojrzał na mnie, a ja przytaknęłam- To będzie jego brat. Głównie dzięki niemu się tu dostał i może zacząć naukę w połowie semestru. Ma być ze mną w klasie, ale podobno jest starszy. - Tu mnie zaciekawił. W sumie o tym nie miałam pojęcia ale to chyba nikt nie miał oprócz przewodniczącego i dyrektorki.
- Słuchasz mnie? To po to kazałem ci kupić tą sukienkę ostatnio- uśmiechnął się. - W niej będziesz wyglądać ładnie i profesjonalnie, a pani White ( naszej dyrektorce) na tym zależy.
Właściwie przez ostatnie metry naszej drogi rozmawialiśmy już tylko o weekendowej imprezie która odbędzie się u jakiegoś Maxa z naszej szkoły. To ma być impreza dla osób które nie idą na bal. Ja i Victoria jesteśmy w klasie drugiej, reszta naszych znajomych jest w klasie trzeciej,a nauka w naszej szkole trwa lat cztery.

  Ogarnięcie tego wszystkiego, rozplanowanie grafiku na ten tydzień i wszystkich innych rzeczy zajęło nam około półtorej godziny. O 19.00 pożegnałam się z przyjacielem i w końcu wzięłam się za odpoczynek.
- Ej mamoo! - wydarłam się na cały głos nie wiedząc gdzie się podziewa.
- Jestem w gabinecie !- odpowiedziała mi wiedząc o co chodzi. W gabinecie rodzice mieli wszystkie swoje rzeczy potrzebne do pracy i wszystkie inne rzeczy które im były potrzebne.  W dzisiejszym dniu nie miałam okazji pobyć z mamą więc usiadłam na miękkiej kanapie i przyglądałam się pracy kobiety. Od czasu do czasu jej pomogłam, pogadałyśmy. Już czułam się lepiej. Z moja mamą mam bardzo dobry kontakt. Z tatą też, ale jego często nie ma. Co do mojej mamy to jest taką moją starszą siostrą i zawsze mi dobrze doradzi. Nie wszystko jednak mogę jej mówić bo łatwo ją zdenerwować. Postanowiłam porobić jeszcze więcej niczego i wróciłam do salonu, który z resztą był połączony z kuchnią oraz jadalnią. Włączyłam telewizor i wzięłam się za szykowanie kolacji.


Czując już lekkie zmęczenie, nieustający ból w ramieniu i nudy chciałam już iść spać. Ale niestety przede mną było jeszcze dużo pracy. Grubo po dwudziestej pierwszej wczołgałam się na górę. Obok mnie mieszkał Martin. Zawsze pod wieczór z mojego okna widziałam jak ćwiczył. Nie wiedziałam czy wie, że go  podglądam. Jest wyjątkowo przystojny no i w miarę spoko się z nim gada ale nic więcej. Jest moim dobrym kumplem. Nie zasłaniałam rolet, chłopak i tak był zajęty. Puściłam sobie muzykę do towarzystwa bo postanowiłam, że zanim wezmę się do nauki pójdę się umyć.
 Zmycie makijażu, umycie włosów bla bla bla.  To wszystko zajęło mi jakoś pół godzinki. Słysząc jeszcze z łazienki głos taty szybko zbiegłam na dół i rzuciłam sie na niego mocno go przytulając.
- Cześć młoda- daliśmy sobie po buziaku i zaraz pomogłam tacie z pakunkami. Mama w między czasie również wyszła z łazienki i przyszła żeby się przywitać. Kochałam w mojej rodzinie to, że nie było żadnych kłótni, wszystko szło idealnie. Mama dostała od taty nowe perfumy - które z resztą ten dostał od klienta, a ja dostałam nową koszule. Zawsze sobie przywozimy jakieś prezenty... mniejsze lub większe :) Posiedzieliśmy jeszcze chwilę razem i pogadaliśmy.
- Dobranoc- wymamrotałam zaspana na odchodne. Potem musiałam zabrać się za zaległe prace domowe których jeszcze nie odrobiłam, a było już po północy. W między czasie pisałam jeszcze sms'y z Vicky, Lukiem i Davidem. No tak... jutro jego urodziny! Na śmierć zapomniałam. Jutro David obchodzi swoje osiemnaste urodziny, a imprezę robi w wakacje na jachcie jego taty. Fajnie być takim bogaty. Tak czy tak wiedziałam, że jutro rano nie wstanę. Taka nudna niedziela. A była by bardzo zwykła gdyby nie ten chłopak w galerii. W sumie, to nic wielkiego.. Codziennie mijamy na ulicy ludzi i codziennie możemy być pociągnięci z bara. Czas spać!


_____________

Witam :3 Mam na imię Weronika- Nika, Wera. Ostatnio postanowiłam, że znów chcę zacząć pisać opowiadanie. Szczerze to nie mam jeszcze gotowej fabuły. Mam jakiś pomysł, kilka planów i mam nadzieję, że coś mi z tego wyjdzie :) Byłabym bardzo wdzięczna za komentarze - i pozytywne i negatywne. Chciałabym wiedzieć co robię źle. :) Za wszystko z góry dziękuję i pozdrawiam <3 !
Nika


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz