wtorek, 25 marca 2014

Rozdział 2 - Typical Monday (?)


Drogi, szybki samochód. Ogromny, nowoczesny dom. Kolorowy, piękny ogród. Duży, głęboki basen... i on. Nie wiem jak wygląda. Stoi tyłem i rozmawia przez telefon podczas gdy ja, podziwiam widoki. Widocznie znajduję się na jego posesji. Próbuję wyjść niezauważona ale nagle ktoś mnie woła. To moja mama. Szczęśliwa podbiegam do niej, nie reaguje. Teraz zajęta jest oglądaniem zdjęć wiszących na ścianie w salonie. Wnętrze domu również powala. Co dziwne, na zdjęciach jestem ja. Nie wyglądam na starszą ani doroślejszą. Nadal wyglądam na 17-18 lat. Nie stoję sama. Na każdym zdjęciu obok mnie stoi mężczyzna. Na pierwszym nie widać jego twarzy. Na drugim stoi tyłem, a na trzecim widać tylko jego duże, czekoladowe oczy. 
- Jestem taka szczęśliwa Lilianno. Lepszego zięcia nie mogłam sobie wymarzyć. Bogaty, przystojny, mądry i kochający. - mama przytula mnie. Ale ja nic nie rozumiem. Nie znam tego mężczyzny, nie wiem jak wygląda i nie wiem co tu robię. Uciekam z powrotem na dwór ale ku mojemu zdziwieniu znajduję się na innym podwórku. Po środku stoi obskurny dom, trawa jest wyschnięta, w koło nic nie ma. Nagle widzę biegnącą dziewczynkę. Wygląda jak ja, tylko te 
czekoladowe oczy.
 Woła na mnie "mamo". Za strachem odwracam się i uderzam w kogoś. Stoi tyłem. Jest bardziej umięśniony od poprzedniego mężczyzny,a ubrany bardziej na luzie. 
- Nie ma tu nikogo więcej - nie odwraca się, a ja nie rozpoznaję głosu.- Wszyscy się od nas odwrócili  kiedy ona się urodziła. Nie wiem gdzie chcesz uciec. 
Stąd nie ma ucieczki.

   Budzę się gwałtownie podnosząc do góry. Serce bije jak oszalałe, oczy próbują przyzwyczaić się do światła. Jest już jasno, patrzę na telefon - 5:47. Ocieram pot z czoła. To aż dziwne jak sny potrafią wpłynąć na człowieka. Często miewam dziwne sny jednak zawsze dotyczyły one szkoły, moich przyjaciół lub innych bzdurnych rzeczy. Te czekoladowe oczy- te same w dwóch przypadkach. Postanawiam już wstać. Do szkoły idę na 8:30 ale przy okazji zrobię jeszcze kilka rzeczy. Odsłaniam rolety więc pokój staje się jeszcze jaśniejszy. Cała ulica śpi- z wyjątkiem państwa Parker, którzy uczą w mojej szkole i wstają tak wcześnie żeby dobrze się przygotować do pracy. Przemili ludzie, a za razem najlepsi nauczyciele. Pan Parker uczy wychowania fizycznego i jest trenerem drużyny koszykarskiej, pani Parker uczy biologi. Bardzo dobrze dogadują się też z moimi rodzicami. Po kilkuminutowym wgapianiu się w ciszę ulicy postanawiam spakować się do szkoły. Na dziś, uszykowałam sobie czarną,większą torbę. Zazwyczaj wszystkie książki mam w swojej szafce ale na weekend zabieram trochę do domu więc muszę je do czegoś zmieścić.
Ogólnie zabieram ze sobą jeszcze jakieś pomoce naukowe, portfel, ładowarkę i tego typu rzeczy.
Kiedy jest już kilka minut po szóstej zbieram się do mycia. Po ciężkim śnie marze tylko o relaksacyjnej kąpieli. Stwierdzam, że mam na nią czas i szykuję pełną wannę wody z różanymi olejkami. Na chwilę przysypiam - znów te czekoladowe oczy. Co prawda obraz snu zaczął się już zacierać w mojej głowie ale nie te oczy. Nie bardzo wiem która dokładnie jest godzina w Mediolanie ale wysyłam do przyjaciółki krótkiego sms'a z zapytaniem jak żyje. Jeszcze chwilę wypoczywam w gorącej wodzie ale cisza zaczyna mnie już dobijać. Mama powinna za chwilę wstać do pracy więc ja też już wychodzę z wanny i ubieram się w szlafrok.
Dzisiaj ma być ciepły dzień, z resztą teraz ciągle jest ładna pogoda.
W naszej szkole lubiłam to, że każdy mógł ubierać się jak chciał. Oczywiście w miarę przyzwoicie ale chodzi mi o to, że w wielu szkołach trzeba chodzić w mundurkach czego nikt nie lubi. Czasem jest tak, że chilliderki chodzą ubrane w tych swoich strojach,a drużyna koszykarska w swoich ale to nikomu nie przeszkadza. Od razu mówię- ja lubię dobrze wyglądać. Nie wyjdę z domu jeśli nie podoba mi się to, jak wyglądam, a jeśli już jest mi w szkole nie wygodnie to w szafce mam na wszelki wypadek odłożone leginsy, bluzę i trampki. Już tyle razy to uratowało mi  życie ! :) W końcu decyduję się na jeansy, kremową koszulę bez rękawów i wysokie, różowe buty. To jest totalnie mój styl- w miarę profesjonalnie z jakimiś fajnymi kolorowymi dodatkami.

  Parę minut przed 8:00 radośnie schodzę na dół. Mama pojechała do pracy, tata ogląda wiadomości smażąc naleśniki. Pewnie ma dzień wolny za to, że pracował w weekend. Jest bardzo doceniany w firmie ,a zauważyłam, że teraz pracuje więcej. Wszystko przez to, że ktoś wykupił firmę, ma być nowy szef i zwolnienia. No, mojemu tacie to nie grozi bo jest w firmie dość wysoko ale wszyscy muszą się starać żeby było jak należy. Mój tata jest Kanadyjczykiem, ma na imię Mark i czterdzieści lat. Jest kochany, zawsze się stara żeby wszystko było idealnie.
Wracając. Radośnie się przywitaliśmy, dostałam porcję naleśników, soku i przystąpiliśmy do rozmowy. Takie gawędzenie przy śniadaniu. O wszystkim i o niczym. Tata się pytał co robiłam w weekend więc dokładnie mu opowiedziałam. W piątek siedziałam u Vicky i oglądałyśmy filmy, a pod wieczór poszłyśmy się przejść. W sobotę byłam na meczu chłopaków, potem opijaliśmy zwycięstwo. Z tatą mam na tyle dobre kontakty, że czasem oglądając coś w telewizji daje mi alkohol i razem pijemy. Akurat do tego podchodzi na luzie.
Po paru minutach usłyszałam trąbienie, co oznaczało, że David już przyjechał po mnie i Martina.

- Pa tato- uśmiechnęłam się i wyszłam na dwór. Szybko założyłam okulary przeciwsłoneczne bo słońce było niemożliwe. Już dawno temu Dav zakomunikował nam, że nie chce żadnych prezentów na urodziny. I gdybym akurat nie natrafiła na futrzastą zawieszkę do kluczy w kształcie piłki do kosza to pewnie nic by nie dostał.
- Hejka jubilacie - usiadłam z przodu, obok niego.Uśmiechnął się od ucha do ucha, pięknie jak zawsze.
- Hej śliczna- obdarował mnie buziakiem w polik, co również wywołało u mnie uśmiech. - Wiem, że miało nie być żadnych prezentów- wyciągnęłam z torby breloczek- Ale nie mogłam tego nie kupić. Przytuliłam chłopaka i wygłosiłam najdłuższe życzenia jakie mogłam wymyślić. Atmosfera była świetna bo cały czas śmialiśmy się i żartowaliśmy, a po paru minutach Martin wyszedł z domu, o dziwo już z Zackiem i Lukiem. Mieliśmy właśnie teraz po nich jechać. Wszyscy się przywitaliśmy po czym ruszyliśmy do szkoły. Żaden z nich nie złożył chłopakowi życzeń i w ogóle to zachowywali się tak jakby zapomnieli. Nie wnikam. Przez resztę drogi wspominaliśmy co działo się w sobotę na imprezie. Co chwila wybuchaliśmy śmiechem i dodawaliśmy nowe, śmieszne historie. A to, że zamknęli swojego ręcznikowego w szafie, a to że jakaś tam laska tak się nawaliła, że nie wiedziała jak trafić do domu gdy Luke ją odwoził.
          *blip*
Ten dźwięk oznaczał, że ktoś z nas dostał wiadomość. Właśnie to wkurzało najbardziej kiedy miało się takie same telefony. Szczęśliwcem okazałam się ja.

   Mediolan jest super! Właśnie jeszcze raz przeżywam niedziele.
Przypominam-19h różnicy! Wy pewnie jedziecie  do szkoły, a my sobie zwiedzamy.
Wszystko dziś już ogarniemy, jutro pokaz i jakieś spotkania no,a później się zobaczy :3
Pisz co i jak i pozdrów chłopaków! Davidowi złóż życzenia :3 

Nie tęsknij za bardzo <3

 Na parking dojechaliśmy pięć minut przed dzwonkiem. Chociaż to zależy dla kogo bo ja od rana jestem zwolniona i idę z Zackiem do dyrektorki omówić wszystko. Byłam mu tak wdzięczna ! Kto wolał by siedzieć teraz na matematyce? No kto ? 
- Za dziesięć minut widzę cię u White !- krzyknął na mnie gdy szłam w stronę szkoły. Budynek był bardzo nowoczesny. Ogólnie najlepsza szkoła w mieście. Cały teren był ogromny. Po prawej stronie, lekko z tyłu wielkie boisko, do każdego rodzaju sportu i biegania. Tam zazwyczaj odbywał się wf. Zupełnie za szkołą  ale nadal blisko była hala sportowa. W środku był basen i boiska. Po lewej stronie szkoły był parking i aula do występów, bali. W to wszystko musiały być wlane niesamowite pieniądze.
Przed szkołą były też różne ławki i stoliki gdzie spędzamy przerwy- jeśli jest ciepło.
Stwierdziłam, że pójdę do mojej szafki i opróżnię torbę. Równo kiedy przeszłam przez drzwi wiadomości i informacje podawane przez mikrofon się skończyły. Przeszłam przez główny hol i na końcu  skręciłam w prawo. Gdybym skręciła w lewo doszłabym do miejsca gdzie znajdują się wejście na hale i aulę. Na całej długości korytarza ciągną się szafki uczniów. Odnalazłam swoją -308. Otworzyłam ją, a ze środka na ziemię spadła karteczka. 
   
Pod żadnym pozorem nie mów o tym Davidowi!
Jesteś posiadaczem kartki informacyjnej i ma ją każdy oprócz wcześniej wspomnianego.
Jeśli jesteś Lily to masz go pilnować przez wszystkie przerwy żeby nie przyszedł na boisko!
Co do reszty to na długiej przerwie się tam zbierzcie. 
- Przewodniczący szkoły z kumplami.

No co tu dużo mówić - od razu chciałam wiedzieć o co chodzi. Znaczy, podejrzewałam że chodzi o urodziny chłopaka ale chciałam wiedzieć co planują. Z szybkością światła zamknęłam szafkę, po chwili wróciłam do głównego holu. Stamtąd znów skręciłam tym razem przy schodach i znalazłam się na korytarzu gdzie swoje gabinety mieli dyrektorzy, pedagodzy, była pielęgniarka, sekretariat i tym podobne.  Wparowałam do gabinetu pani White.
- Dzień dobry- uśmiechnęłam się i zajęłam swoje miejsce obok Zacka. 
- Dzień dobry- kobieta również się uśmiechnęła.
 Zaraz po mnie do pokoju weszły inne ważne osoby no i zaczęła się dyskusja. Nie za bardzo miałam co mówić więc siedziałam cicho. Słuchałam co mają do powiedzenia inni i ewentualnie przytakiwałam. Mój przyjaciel za to był w swoim żywiole. Ze wszystkimi dyskutował, sprzeciwiał się lub zgadzał, dawał swoje pomysły - które podobały się wszystkim, umiejętnie wszystko rozplanował. Zawsze go za to podziwiałam. Nawet kiedyś żartowaliśmy, że ma mi zacząć pisać plany dnia. Możecie wierzyć lub nie - rozplanował mi cały styczeń :D
 W końcu wyciągnęłam swój telefon. Nikt nie był mną jakoś zainteresowany więc stwierdziłam, że i tak nie zauważą. 
U mnie cholerne nudy. A mogłabym teraz przeżywać dzień jeszcze raz ! :D
Davidowi szykują jakąś niespodziankę, na lekcjach mnie nie ma.
No i ogólnie luzik <3 

    Dzwonek uratował mi życie. Nie wiem po co ja im tam potrzeba byłam. Zgodnie ze zaleceniami znalezionymi w szafce poszukałam Davida i poszliśmy poleniuchować na dwór. Chłopak usiadł przy stoliku, a ja kładąc głowę na jego nogach położyłam się na ławce i rozkoszowałam słońcem.
- Wiesz. Zastanawiałem się czy nie poszłabyś dziś ze mną gdzieś.- powiedział spokojnie pisząc coś w zeszycie. Podniosłam się i uśmiechnęłam.- Nie no spoko, czemu nie - pogłębiłam uśmiech. Chwilę poobserwowałam ludzi i zaraz powróciłam do leżenia. Nie było nudno ani sucho,a nie często spędzam przerwy z Davidem lub Martinem na osobności. To jest tak, że się kumplujemy, może i nawet przyjaźnimy ale nie tak bardzo. Z Lukasem, Zackiem i Victorią znam się od dziecka, razem chodziliśmy do szkoły i mieszkamy blisko siebie. Martin przeprowadził się koło mnie nie dawno i znam go może ze 3 lata? No a mojego dzisiejszego towarzysza poznałam przychodząc do tej szkoły. Chwilę porozmawialiśmy i po dzwonku zawitałam na lekcję biologii. Usiadłam sobie z Rose - dziewczyną z którą jestem "na cześć". Tylko ona w tej mojej klasie jest normalna. A Vicky normalna nie jest ale to moja idiotka :3 

Nastała wyczekiwana długa przerwa. Chłopcy po nas przyszli. David był tak zdziwiony! Było pewne, że nikt mu nie wygadał. Wszyscy się posłuchali karteczek. Tłum zebrał się na boisku i wszyscy już podziwiali robotę chłopaków. My podeszliśmy bliżej, dopiero to zobaczyliśmy. Ktoś mógłby stwierdzić, że to nic takiego ale ostatnio jak rozmawialiśmy to David powiedział nam wszystkim, że chciałby kiedyś znaleźć się na wielkiej reklamie. Co zrobili jego przyjaciele ? Przez długość całego boiska wisiało ogromne zdjęcie Davida, Zacka i Martina jak byli mali, ubrani w za duże stroje do koszykówki. Na środku widniał napis "Happy Birthday David". Byście widzieli minę chłopaka. Był szczęśliwy jak nigdy, wyglądał jakby miał się poryczeć ze szczęścia. Włożyli w to na prawdę dużo wysiłku. To było takie słodkie :3 Później cała szkoła zaśpiewała sto lat i powoli wszyscy się rozeszli. Porobiliśmy wiele zdjęć. Ile to razy usłyszeliśmy "Kocham was" od jubilata. 

Po ostatniej lekcji, czyli dla mnie po angielskim wyszłam ze szkoły i usiadłam na schodach. Miałam za wysokie buty, już tak bolały nie stopy, że nie marzyłam o niczym innym jak żeby je ściągnąć. Już nie opłacało się ich zmieniać, zdjęłam buty i wsadziłam do torebki.
- Smith! Okradli cie?! - przede mną zmaterializował się Luk
- Stópki mnie bolą- zrobiłam smutną minkę i pomachałam stopami w powietrzu.
- Masaż ? - wyszczerzył zęby
- Dobra ! to was poodwożę -przyszli chłopacy.  Ja wstałam i otrzepałam spodnie. - Gdzie masz buty ?- od razu zauważyli 
- Widzę, że kogoś trzeba tu wziąć na barana? - David stanął przede mną tyłem i usadowił mnie na swoich plecach. Śmialiśmy się przy tym jak głupi. No wszyscy się śmiali oprócz Luka który naburmuszony poszedł do samochodu. My wygłupialiśmy się biegając po parkingu.   Początkowo tylko ja i David potem Zack wziął Martina na plecy i robiliśmy wyścigi. Na szczęście w połowie drogi Zack już nie dał rady biegnąć z takim ciężarem i się wywalili. Długo to trwało zanim byliśmy w stanie coś powiedzieć- cały czas się śmialiśmy.
  Wkurzony Lukas w końcu wydarł się czy długo jeszcze ma czekać, no to my grzecznie poszliśmy do samochodu. Wiedziałam, że był zazdrosny. Wszyscy to wiedzieliśmy. Ale powiedziałam mu kiedyś, że nic oprócz przyjaźni pomiędzy nami nie będzie więc nie sądzę, żeby miał się o co czepiać. Ale taki już był, od dziecka. Jeśli coś nie idzie po jego myśli to zaraz się obraża. Lubię go, bardzo go lubię ale jest dla mnie jak brat,a nie chłopak. Owszem, parę razy dawaliśmy sobie buziaka ale ustaliliśmy, że są takie niezobowiązujące.
 Ehhh- westchnęłam myśląc o tym wszystkim. Ktoś włączył muzykę i całą drogę już tylko śpiewaliśmy  Can't Rebemer To Forget You.
Odwieźliśmy wszystkich po kolei. Nie wiem czy byłam przestraszona albo czy się wstydziłam, było trochę dziwnie. Oczywiście atmosfera raz dwa się rozluźniła ale początki zawsze są trudne. Około godziny 15:00 dojechaliśmy do centrum. Nie wiem do której z tych wszystkich kawiarni David chciał się wybrać. Do wyboru, do koloru :) Zaparkowaliśmy przed "City of ice cream". Byłam tam już kilka razy ale zawsze tylko kupowałam coś i wychodziłam. Cały czas rozmawiając o planach na ten tydzień, skierowaliśmy się do środka. Wnętrze było fioletowe i bardzo fajnie urządzone. Zajęliśmy stolik przy oknie, pod schodami i w kącie. W środku nie było jakoś dużo ludzi ale komu by się chciało w poniedziałek po południu chodzić do takich miejsc. Szybko zdecydowaliśmy się co chcemy i złożyliśmy zamówienie.
- Będziesz na tej imprezie w sobotę?- spytał nagle lustrując mnie wzrokiem. Przygryzłam lekko wargę, czułam się trochę onieśmielona.
 - Myślę, że tak. Mam to w planie- lekko się uśmiechnęłam.
- Powinnaś włożyć tą obcisłą, czarną sukienkę- powiedział pewnie i zaczął pisać coś w telefonie. Powrócił typowy, szkolny David. Często się tak zachowywał. Racja, to co powiedział jest w miarę normalne ale tak tylko mówię.
- Przemyślę to- odpowiedziałam z luzem, nie dając po sobie poznać, że czuje się dziwnie. 

   Nie wiedząc czemu chciałam już wracać do domu. Lody dobre, rozmawiać było o czym ale to nie jest jednak mój typ towarzystwa. Nie zawsze ma się ochotę na wysłuchiwanie o 'dobrych dupach', 'imprezowych szaleństwach' i 'ten alkohol był max mocny!'- o tych rzeczach rozmawiamy na co dzień, to już nawet nie jest ciekawe.
- Mhm- opowiedziałam, znowu bawiąc się słomką. Nawet nie zauważył, że mnie nudzi!
 - Dobra David, nie produkuj się tyle- przerwałam w końcu i wstałam - Idziemy? - uśmiechnęłam się żeby nie wyjść na typową zołzę. Czasem trzeba użyć radykalnych środków. Był trochę zdezorientowany, chyba myślał, że zabawa jest przednia. Oh Davidek uwierz mi :) Nie była.
Ładnie zapłacił i skierowaliśmy się do wyjścia.Było już po szesnastej i przyznam że zaczęło trochę wiać. Nagle przed kawiarnią zaparkowała ogromna limuzyna. Czarna, połyskująca, a tak długa, że w środku zmieścił by się basen. Nie jestem pewna ale chyba otworzyłam usta ze zdziwienia. Z którejś strony wyszedł szofer i otworzył drzwi osobistości która woziła się takim czymś.
- Idziesz?!  - zawołał na mnie towarzysz ale nie ruszyłam się nawet o krok. Stałam jak zaczarowana chcąc zobaczyć kto jest taki ważny i tak bogaty żeby jeździć takim kolosem. Już wychodził/a ale nagle zadzwonił telefon i się wrócił/a. Machnęłam ręką i wsiadłam do samochodu. I tak musiałam dziwnie wyglądać, a nie będę stała na tym chodniku jak głupia czekając nie wiadomo na co. Drogę powrotną pokonaliśmy w ciszy. Może to i lepiej, co tu się okłamywać- myślałam, że będzie fajniej ale mu tego nie powiem.

- Pa, do jutra- powiedziałam na odchodne i w końcu weszłam do domu. Zmieniłam drogie ciuchy na leginsy oraz luźny T-shirt z napisem "I love New York". Coś szybko zjadłam, obejrzałam tv, sprawdziłam facebooka i była już 19:00. Tata wrócił z miasta, mama z pracy i siedzieliśmy w ogrodzie. Rodzice oglądali każdą alejkę po kolei  dyskutując jak zagospodarować wolne miejsce. Ja usiadłam na tarasie i tylko ich obserwowałam. Chodzili przytuleni, uśmiechnięci.
 W końcu doczekałam się telefonu od Vicky i pobiegłam do łazienki. Miałam taki nawyk rozmawiania przez telefon w toalecie, bo miałam wrażenie, że tam nikt mnie nie będzie podsłuchiwał.
Nudziło mi się już to wszystko.
Na koniec dnia tata zaalarmował nam, że jego nowy szef jutro przychodzi pierwszy dzień do pracy. Dziś się z nim widział, za kumplowali się w miarę i możliwe, że niedługo przyjdzie do nas na kolację. Nie ma to jak znać człowieka jeden dzień i zapraszać do domu. Ehh....nie chce mi się już o tym myśleć, jakiś kolejny nadymały koleś u nas w chacie, zajebiście. Dzisiejszy dzień porządnie mnie zawiódł. Umyłam się, obejrzałam film i poszłam spać. Tej nocy śniłam o limuzynie, tatuażu i
czekoladowych oczach.


______________________________________

Hej :3 Jak minął tydzień ?  Jak na razie chcę w ogóle zobaczyć czy ktoś czyta to, co piszę więc prooooszę bardzo proooooszę o komentarze :)
Pozdrawiam <3
Nika




5 komentarzy:

  1. Fajny post... :))

    OdpowiedzUsuń
  2. Oczywiście, że ktoś czyta. O matko, masz talent, naprawdę!
    Pisanie w pierwszej osobie opowiadania jest bardzo trudne. Podziwiam, że zdecydowałaś się tego podjąć. Tym bardziej, że świetnie Ci to wychodzi!
    Szkoda tylko, że tekst na początku tego rozdziału jest wyśrodkowany - mogłabyś to poprawić, byłoby bardziej estetycznie. A tak w sumie nie mam się czego czepiać :) (może tylko do emotek, bo w opowiadaniu nie powinno ich być, ale to Twoje opowiadanie, więc możesz to po prostu zignorować ;) )
    Czytałam też poprzedni rozdział i prolog - jak chodziłam jeszcze do szkoły, to też zawsze miałam lęk przed poniedziałkiem, serio. Ale teraz w sumie też mam, mimo że jestem na studiach :D
    A ten koszmar na początku drugiego rozdziału - straszny. To znaczy straszny w sensie sama nie chciałabym mieć takiego snu. Doskonale oddałaś jego klimat!
    Też przez rok miałam w szkole mundurki - katastrofa :/ cieszę się, że później już tego nie było.
    Dawno nie pisałaś, ale mam nadzieję, że wkróte pojawi się tu coś nowego. Zajrzyj do mnie, jeśli będziesz miała ochotę :)
    na--sygnale.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Autorko, przestań pisać do szuflady! Zapraszamy do sprawdzenia naszego portalu www.wydacksiazke.pl. Przetestuj system, w którym możesz samodzielnie zaprojektować i opublikować własną książkę.Po więcej informacji na temat self-publishingu zapraszamy na www.blog.wydacksiazke.pl Pozdrawiamy, WydacKsiazke.pl

    OdpowiedzUsuń
  4. O mój Boże. Piszesz pięknie, czysto i zrozumiale. Baardzo podoba mi się Twój blog kochana! Życzę dalszych sukcesów i czekam na następne rozdziały <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Bitchesdestroyeverything.blogspot.com ;) ZAPRASZAM

    OdpowiedzUsuń